Mavaljel - Profil gracza w Vallheru
Mavaljel (264)

- Mieszkaniec
Lokacja: Ardulith
Ostatnio widziany: Dziennik (około 2 godzin temu)
Mechaniczno-fabularny
Wiek: 376
Poziom: 22
Tytuł: Legendarny Kowal
Immunitet: Posiada
Rasa: Elf
Klasa: Rzemieślnik
Płeć: Mężczyzna
Wyznanie: Heluvald
Status: Żywy
Maksymalne PŻ: 114
Vallary: 7
Osiągnięcia: 61
Discord ID: wesolek#3425
Klan: Via Nocturna & Fairy Tale
Ranga w klanie:
Wyniki: 0/0
Ostatnio zabity/a: –
Ostatnio zabity przez: –
Ostatnio zabity/a: –
Ostatnio zabity przez: –
Wyświetlenia: 4819
Powrót po wieeelu latach do tekstówek. Niegdyś można mnie było spotkać w wielu krainach. Wcieleń też miałem sporo, m. in. krasnolud Hagrod, jakiś wilkołak i centaur, ale przeważnie dominowały postaci elfów. Większości ich imion nie pamiętam, niestety.
To dla zaciekawionych mą osobą. Jeśli kto chce temat pogłębić, zapraszam na pocztę.
Na Vall jestem pierwszy raz - tak gwoli ścisłości.

Czasami mogę mieć zmienne IP.
-
Inspirację w fabularnym prowadzeniu postaci czerpię z różnych źródeł, tzn. z, m. in. książek (np. Tolkien, Sapkowski), przez gry (przeważnie RPG), filmy (różne, od Władcy, po inne produkcje), źródła historyczne pisane i nie tylko), a w tym materiały na Youtube z, m. in. kanału Lars Andersen - łucznik rekonstruujący dawne techniki strzeleckie).
Staram się zachowywać realizm, lecz biorąc pod uwagę fikcję w fantasy pozwalam sobie na różne - zdało by się - "nadludzkie" rzeczy (w końcu postać elfa prowadzę ;D). Otwarty jestem na krytykę, bo i z wprawy się wyszło, ale i proszę o odrobinę wyrozumiałości z tego tytułu. Pamiętajmy też, że piszemy - poniekąd - fikcję literacką oraz fantastykę, to i czasem oko przymknąć można, na niektóre "wybryki wyobraźni" (bo i o to w tym chodzi, jak się zdaje).

Chętnie rozpiszę sesje także zapraszam na pocztę.

Siedzący przy oknie stary kupiec znów wyrwał się z zadumy. Rozejrzał się po karczemnej izbie, dostrzegając wpatrzone twarze siedzących chłopów i mieszczan.
- Opowiadajta, opowiadajta dalej, miszczu! - Zakrzyknął młody wieśniak z brodą.
Handlarz upił łyk piwa i drapiąc się w policzek, powiedział.
- Aa, taaak. Na czym to ja... - Urwał przypomniawszy sobie ostatni wątek. - Aa... Oj, tak. Zwiedziło się kawał świata, zwiedziło. I Altara, i Ardulith, i wiele, wieeele innych wsi, miast, a nawet królestw.
- A ta blizna, miszczu? - Zapytał brodacz, widząc białą, poziomą kreskę na czole kupca.
Starzec pogładził palcem czoło i uśmiechnał się do wspomnień. Odparł młodzikowi.
- Rabusie, drogi chłopcze, rabusie. - Mężczyzna sięgnął po kufel ze złotym napojem. Jak na sędziwego człeka, był dość ruchliwy. Ba! Nawet nadmiernie. Gdy młody chłop zapytał, handlarz przypomniał sobie młode lata i po upiciu potężnego łyku jął opowiadać. - Prócz zwiedzenia wielu miejsc na świecie, przeżyło się nie jedną przygodę. Napady zbójców czy bestii... - Urwał na moment, słysząc i widząc przestrach u słuchaczy. - Gdy pierwszy raz trafiłem na rabusiów, raptem skończyło się na obitym i ogołoconym dupsku (tak dosłownie - z towarów i odzienia). Uznałem, że tak być nie może, bo przyjdzie dzień, że i nie tylko gacie, ale i życie stracę. Toteż zacząłem podróżować w eskorcie najemnych wojów... - To mówiąc, znów przerwał, lecz tym razem słysząc zachwyt (zwłaszcza młodzików goniących za marzeniami) i ciągle energicznie gestykulując, kontynuował. - Byłem wtenczas młody. Jechaliśmy wtedy w dość dużej kompanii kupieckiej, która najęła ze dwa tuziny zbrojnych i łuczników. Zostaliśmy napadnięci przez dziwnie wielką grupę bandytów. Tak jakby planowali napad od dawna... - Mężczyzna zanurzył się w myślach przez chwilę, po czym ciągnął. - Nie wiem do dziś, czy ktoś nas zdradził czy był to przypadek, że wiedzieli o tak dużym transporcie i naszej trasie... W każdym razie szczęściem było, że wśród najemnych był pewien elf łucznik. Łowczym go nazywali... - Kupiec znów zanurzył się we wspomnieniach. - Oj, ciekawy był jegomość, ciekawy. Jeszczem nie widział ani tak złowieszczej broni, ani takiego bitewnego kunsztu, chociaż żem jeno handlarz przez całe życie i nie znam się na ów fachu. Ooj, dużo krwi wtenczas przelano i wiele istnień pochowano na tym terenie. No, a ja dostałem po łbie od lekko wystającego kawałka żeliwa, okalającego zniszczoną beczkę, gdym uciekając spadł z konia, trąconym będąc przez łowcę przed uderzeniem belki najeżonej kolcami, którą umyślili sobie rabusie za pułapkę. Jeno ogier oberwał, a belka nade mną przefrunęła. Oj, ciekawy jegomość łucznik, ciekawy. Okrutnik, który choć okropnych dzieł dokonywał, to jednak w słusznych sprawach. Nie raz z opresji ratował. Faaakt... - Powiedział przeciągle, z przekąsem, po czym dopił piwa, machając ręką po dolewkę, dodał. - Ilem się wrzasków nasłuchał, ilem juchy naoglądał - ot, dziełami jego będących, to moje. Ale życie mu zawdzięczam i za tak wielkiego woja uważam, jak i wielkiego poczciwca. - Rzekł z sentymentem. - A i postoje niekiedy umilał, grając na lutni. Czasem i zaśpiewać mu się co zdarzyło, ho, ho. Aj, to były piękne czasy... - Podsumował kupiec, sięgając po pełniutki kufel.
- A jak łon się zwoł, wyglondoł, jak walczył, jaki był? - Zapytał brodacz, wyraźnie czerwony na twarzy z emocji.
- Eee, kto taki? - Odparł pytaniem kupiec, który mimo formy fizycznej już albo na pamięci słabował, albo ilość wypitego piwa dała się we znaki.
- No łon, Łowczy znaczy siem. - Odpowiedział młody wieśniak.
W tym momencie za oknem można było usłyszeć końskie kopyta, stąpające po podwórzu zajazdu. Zaciekawiony starzec wychylił się ze swojego miejsca i spojrzał przez szybę. Uśmiechnął się i zwracając się w stronę słuchaczy, rzekł, wstając.
- Myślę, że najlepiej będzie, gdy sam go o to zapytasz...
Przemierza ci on krainę Vallheru, przygód widać poszukując. Łowcą - zwiadowcą i tropicielem się mianuje. Najemną pracą się para, drogi konwojów kupieckich strzegąc, bądź też i mienia i życia zleceniodawców swoich broniąc. Łowczym także go zowią, jednakowoż to w wyniku nieznajomości większości obywateli, co do różnic między łowcą - myśliwym i tropicielem, a łowczym królewskim - urzędniku miłościwie nam panującego.
Zleceń tropicielskich oczekując, pono, zwykle w swym przydomowym warsztacie przesiaduje libo wśród drzew - ot, swe wyroby testując. Jednakowoż nikt doń nie zagląda nader często, bo i rzadko kto wie, czy go weń zastanie, toteż potwierdzenia nie ma. Jeśli, zaś nie tam, to i w siedzibie klanu Via Nocturna, którego to stał się członkiem, znaleźć go można.
Mavaljelem go zowią - łucznikiem, tropicielem i zwiadowcą, choć pono rzemiosłem łuczarskim także się para. Rzadko kiedy widywan jest w gospodach, jako pozostali mieszkańcy. Gdy już tam zajrzy, zwykłbył zabawiać gawiedź grą na swej lutni i śpiewem. Jednakowoż częściej trakty przemierza, prace przewodnika czyniąc libo wyroby swe przewożąc.
Widać elf to krwi nieczystej, co uśmiech ludzki i ciało, choć drobne z kośćca i wzrostu, to nader barczyste zdradza. Lico jego, zaś elfią naturą bije. Oczy jego małe, kolorami nieba nocnego się mienią, co, wedle podań, wrażenie szafiru kamieni iluzję wywołują. Spojrzenie choć pogodne, to bystre i przenikliwe za razem im pono towarzyszy. Usta wąskie i pełne, nos niczym od innych się nie różniący. Twarz kwadratu kształt posiada. Uszy, zaś elfie - szpiczaste. Włosy niemal jak węgiel czarne, choć brąz to ciemny okrutnie, długie i proste, dziwnie rzemykiem związane nad potylicą, a i drugim niżej - na łopatek linii. A, i czerepowi lekka łysina towarzyszy.
Przyodzian ów Łowczy jest w strój brązowo-zielony, który długi a, z kolei, szaro-zielony płaszcz z kapturem okala.
Ów wędrowca pancerz skórzany z grubsza osłania. Jest nim:
- kamizelka rękawów nie posiadająca, po stronie lewej wiązana, do której cztery kiełki warchlaków dzika przytroczon u boku prawego;
- długie (za karwasze też służące) rękawice z obciętymi palcami u połowy ich długości, z brązowymi ćwiekami kutymi w kształt jakby płaskich piramidek, które to matową fakturę mają;
- pas, do którego kołczan z taftujem, po prawej stronie biodra jest przytroczon, dalej sakwa. U lewego boku, zaś podwójna pochwa z nożami się znajduje;
- nagolenniki, nakolanniki i buty.
Uzbrojon natomiast w:
- dwa sztylety w pasa. Z wierzchu podwójnej pochwy krótki nóż do rzucania, o ostrzu długim na cali dziewięć. Drugi dłuższy i jednosieczny, ostry - pono - niebywale - saksą go zowią. Wyważony też tak, że i nim rzucać można. Obie brzytwy głowice kuliste posiadają, a rękojeści całe w skórę powleczone ostały.
- łuk, czy też łuki, angularne łucznik ze sobą wozi. Zwykł je dobierać pod wypraw potrzeby, dlategoż i wiadomo o sztukach następujących:
I Kompozyt z dębiny we rdzeniu, jelenich ścięgien na grzbiecie i rogu tegoż ssaka na brzuścu. Profil łuczyska płaski, z refleksami na ramion końcach. Długość jego na cali czterdzieści i osiem bez mała mierzona. Naciągu, zaś na dwadzieścia i cztery liczon. Siła duża, przez świadków w tego typu broni obeznanych, na pięćdziesiąt funtów określona. Rękojeść cienką skórą - pewnikiem - byka owinięta;
II Także łuczysko ścięgnami klejone na zewnątrz, lecz brzusiec jedynie opalony ostał. Profil także płaski, jak i pozostałe jego parametry. Jedynie siłą mniejszą ten egzemplarz się wyróżnia, choć nie spada ona poniżej funtów czterdziestu i pięciu;
III Łuczysko drewniane jedynie. Zda się, iż wykonane z tej samej dębiny. Pono piękny rysunek posiada, a i bardziej widoczne nań są nietypowe zdobienia, którymi okraszone są wszystkie omawiane łuki. Profil tejże sztuki do piramidalnych zaliczan. Brzusiec także opalony, a gryfy nieco krótsze się zdają. Reszta jak u poprzedników. Jego siła oceniana na czterdzieści do pięćdziesięciu i pięciu funtów jest. Jednakże informacyje te niedokładne są, a i ich źródło nie do końca pewne, toteż i rezerwę zachować się winno;
- tuł strzały różne posiada. Widywano najczęściej jesionowe oraz dębowe brzechwy o stalowych a liściastych grotach. Również bodkiny przeciwpancerne, trójkątne czy i inne egzemplarze. Bogato w tej sferze ów zwiadowca wyposażon. Promienie długie na dwadzieścia i cztery bądź dwadzieścia i pięć cali, o lotkach spiralnie klejonych, trzech - z grubsza - z kurzych piór bodaj. Długości ich różne, a i nie znane w szczegółach, toteż i odnotować nie można.
Owy ekwipunek również zwykł był widywan w dłuższym modelu na cali pięćdziesiąt i czetery łuczyska.
Osoba, zaś jego całkiem nie jest znana... Wiadomym jest, że niecnych i plugawych postępków nie dokonuje, lecz kunszt jego szalenie cenionym się zdawa. W boju, zaś krew zimną i roztropność wszak wykazuje. Jednakowoż ludzka natura jego, do błędów zwykła go przymuszać, to i nie raz w tarapaty popadać mu przyszło, a i srodze płacić za niewłaściwe decyzje.
Szlak wędrowny zwykł przemierzać na niepozornym kucu - ot, kasztanie o ciemnym włosiu grzywy i ogona, włochatych pęcinach, białych skarpetach na przednich kończynach i strzałce na nosie.
Opisanie ciągle uzupełniane
Stuk, stuk, stuk. Stuk, stuk, stuk, stuk. - Ozwał się w drewnianej izbie tępy odgłos ciesielskiego toporka. Łuna delikatnego, szarego, zimowego światła wdzierała się przez okno. Rzemieślnik w swej pracowni obrabiał dość długie i grube kawałki ciemnego drewna. Wbijając kliny w pęknięcia, zręcznie dzielił je na chudsze, choć wciąż podłużne i spore w obwodach szczapy. Gdy uporał się z tym, przyjrzał się uważnie każdej z nich. Oceniał ich właściwości po ułożeniu i grubości słojów. Zwracał także uwagę na obecność i rozmieszczenie ewentualnych sęków. Uśmiechnął się lekko widząc, że ma przed sobą bardzo wyjątkowe okazy. Nie tylko z tytułu ich walorów, lecz także nietypowych ornamentów, które wyrył w twardzieli kornik, nim cieśla otrzymał owo drewno. Po dokonaniu weryfikacji, mistrz ujął jedną ze szczap i spokojnie jął ciosać dalej, nadając jej dziwny kształt – po środku bardziej zgrubiały, a resztę nieco uszczuplając. Podobnie obrobił następnie każdą z pozostałych. Różniły się one od siebie nieznacznie, choć długością i smukłym kształtem były niemal identyczne. Gdy skończył, umieścił je pojedynczo w wyznaczonych miejscach – ociosanym wybrzuszeniem do dołu. Niektóre kawałki były czubkami opierane o wcześniej przygotowane, równe stopnie, które rzemieślnik podkładał pod końce belek. Na ich środku, zaś kładł jakiejś określonej wielkości kamień, który dociążając drewno, wyginał je w lekki łuk. Większość jednak, zaś drugą stroną – wypukłością do góry i także z obciążnikiem w jej centrum. Skończywszy, otrzepał ręce i wyszedł z pracowni, pozostawiając drewno już przygotowane do dalszego suszenia…
Nóż gładko i płynnie przesuwał się wzdłuż szczapy. Cieśla, czy też łuczarz właściwie, nadawał kształt przyszłej broni. W jego zręcznych rękach kawał smukłego drewna jął uzyskiwać profil łuku płaskiego. Rzemieślnik co jakiś czas zakładał cięciwy (różnych długości, począwszy od dłuższej niż sama szczapa, dążąc do rozmiaru tej, która będzie już sprawiać, iż drewniana listwa stanie się zabójczą bronią w rękach łucznika). Z ich pomocą sprawdzał wstępną siłę naciągu, a także sposób w jaki pracuje łuczysko. Spostrzegając niedopatrzenia, zdejmował lniany sznur i wyrównywał nieliczne punkty, -to przy rękojeści, to przy którymś ramieniu, to przeciągając ostrzem raz po grzbiecie, a raz po brzuścu łuku.
Czas mijał powoli. Wdzierające się jesienne słońce chyliło się ku zachodowi, gdy mistrz po raz kolejny założył cięciwę. Kawał drewna w jego rękach przypominał teraz piękną broń łuczną. Choć zdawała się być smukłą a długą belką, jej proporcje były nadto zachowane. Łuk, mimo że został wykonany według znanego w tej sztuce przepisu na niezbyt długi płaski łuk, o szerokich i płaskich ramionach, był nieco węższy od swoich kuzynów i charakteryzował go dodatkowo defleks-refleks. „Słuchaj się drewna – ono samo dyktuje ci, co masz z nim zrobić.” – rzekł raz mistrz łuczarza, gdy ten terminował u niego. Od tamtej pory rzemieślnik słuchał się i rady swego mentora, i każdej szczapy, z którą pracował. Widać tedy było w izbie różne łuki, o różnych długościach i kształtach – od piramidalnych, przez płaskie, aż po angularne bez i z refleksami, których to było najwięcej, a wszystkie pochodziły z jednej a tej samej twardzieli. Część z nich miała nawet opalone brzuśce, naklejone ścięgna i listwy z innych rodzajów drewna – wszystko w różnych, acz adekwatnych połączeniach. Gotowe łuki mistrz jął po kolei szlifować, konserwując je na koniec olejem lnianym i woskiem pszczelim. Starannie ścierał nadmiar zabezpieczającej drewno mieszanki, po czym każde swe dzieło odkładał na specjalnych wspornikach – wnętrzem majdanu do dołu, by całe łuczysko wyschło.
Późna jesień przyozdobiła leśny krajobraz w złoto. Leśne drzewa pokryły się żółtymi, pomarańczowymi, czerwonymi i brązowymi liśćmi, a ich ilość wywierała wrażenie, jakby wszystko skąpane było w lejącym się, cennym kruszcu.
Barczysty rzemieślnik nałożył na cięciwę jasną, sosnową strzałę. Jej promień, długi na jakieś dwadzieścia osiem cali , opatrzony był w cztery lotki wykonane z wronich piór, a także stalowy, liściasty grot. Uniósł piękny, Angularny łuk kompozytowy o płaskim profilu. Mierzył około pięćdziesiąt i cztery cala długości. Naciąg miał, zaś na dwadzieścia i siedem. Siła łuczyska spora, bo siedemdziesiąt funtów. Jego rdzeń wykonany był z dębowej twardzieli, pokrytej nietypowym wzorem, który sprawiał wrażenie magicznego ornamentu. Grzbiet pokrywała warstwa jelenich ścięgien. Brzuścem, zaś była doklejona listwa z topionego rogu byka tegoż ssaka. Ramiona jego – smukłe i zwężające się przy gryfach, wygięte były w delikatny refleks, a majdan owinięty zaś był cienką skórą. Natomiast sama cięciwa miała odcinki, które były dodatkowo czymś owinięte. Wymierzył i oddał strzał do tarczy ustawionej na polance przed drewnianą chatą. Pocisk trafił, lecz nie w sam środek. Łucznik ujął następny. Sprawdził jego wagę i giętkość promienia, po czym odłożył i wypróbował następny a inny egzemplarz. Czas jakiś to trwało, a rzemieślnik to posyłał serię do celu, to zbierał je i wracał na swe stanowisko, to znów zdejmował jedno ucho cięciwy i okręcał ją raz w jedną, a raz w drugą stronę, zakładając z ją powrotem. W końcu nadszedł moment, gdy uznał, że dobrał właściwą grubość, ciężar i masę brzechwy, więc zabrał się teraz za dobór odpowiednio wyważonych grotów. Sprawdzał inne liściaste, trójkątne, przeciwpancerne bodkiny, a nawet myśliwskie - gwizdkowe. Gdy zakończył, pogładził ramię łuku, będąc zadowolonym tak ze stosunkowo przyjemnej, szybkiej i jednocześnie mocnej pracy łuczyska, jak i zakończonej selekcji odpowiednich pocisków dla tej broni.
*Posklejane fragmenty mojego opowiadania pisanego do szuflady.
« Poprzedni profil | Następny profil » |
Lista graczy | Osiągnięcia | Generator imion | Generator nazw miast | Generator rzutu kością
© 2023 Vallheru based on Vallheru Engine | Regulamin | Polityka prywatności